25.05.2017

Rozdział V - Czy jest inne wyjście?

— W pewnym sensie kochałem Marion. Była urocza. Taka miła i uczynna. A na dodatek zauroczona mną. Ale nie prawdziwym mną… — Napił się whisky ze szklanki, patrząc w lustro. Jego głos był zachrypnięty, lecz brzmiał młodo i męsko. — Ale zaufałem twojej opinii. Przez jakiś czas miałem do ciebie żal, że wybrałaś akurat ją. Ale on był zadowolony. Tylko to ratuje twoje nędzne życie. Masz nosa, a ja jestem w stanie to docenić.
Odwrócił się, ukazując blizny po poparzeniach. Były na jego głowie, rękach, klatce piersiowej i nogach, po prostu wszędzie. Jego tors był obnażony, a dolną część ciała okrywały jedynie białe spodnie. Nie nosił butów.
— Wybacz, jeśli cię uraziłam. Ona wydawała się idealnym wyborem. — Elena wiązała gorset powoli, lecz dokładnie. Odgarnęła włosy z ramion i spojrzała na niego. — Moje usługi ci jej nie wynagrodziły? Mogę postarać się bardziej.
— Twoje ,,usługi’’ niczego mi nie wynagrodziły. — Podszedł do niej powoli, przekręcając głowę na bok. Na jego ciele nie było ani jednego włosa. Chuda sylwetka sprawiała ponure wrażenie, tak samo jak biała skóra, lecz było w nim coś pociągającego. — I nigdy więcej nie nazywaj Katheriny suką. Ciesz się, że przystała na twoje idiotyczne warunki. Mogliśmy ją do tego nakłonić w inny sposób.
— Dlaczego tak o nią dbasz? — Odepchnęła się od framugi łóżka i złapała go za oba policzki. Jego jasne, niemal białe oczy, przyprawiały ją o gęsią skórkę. — Daję ci wszystko, czego potrzebujesz. Oddałam ci życie, moją energię. To dzięki mnie nadal żyjesz! Przecież jest tylko środkiem do celu, NARZĘDZIEM, które wykorzystamy, żeby…
Chwycił ją za szyję tak mocno, że nie mogła złapać oddechu. Uniósł ją kilka centymetrów nad ziemię, ciesząc się jej bólem.
— Ona jest wyjątkowa. A ty? Kim jesteś? CZYM jesteś? Gdyby nie ja, byłabyś niczym.
Spojrzał jej prosto w oczy. Zaczęła się wić i złapała go za dłoń, którą ją trzymał. Od miejsca, w którym dotykał jej skóry, zaczęła się zmieniać. Od szyi w górę pojawiła się okropnie pomarszczona skóra, wręcz zwisająca, sięgająca lewego oka, które stało się przekrwione, a tęczówka żółta. Z prawej strony jej głowy wyrósł jeleni róg, rozrywając skórę.
Puścił ją, niczym szmacianą lalkę, zachowując kamienną twarz. Nie przejmował się jej cierpieniem, a wręcz sprawiało mu ono radość. Gdyby potrzymał ją dłużej, ujawniłby jej prawdziwe oblicze.
— Oby to przypomniało ci, gdzie twoje miejsce. — Spojrzał na nią z niesmakiem, gdy jej wygląd wracał do normy. — Wiedźmo. — Sięgnął po swój biały płaszcz, który leżał na krześle obok lustra. Ubrał go i naciągnął kaptur na głowę, sięgając do kieszeni. — Mam nadzieję, że chociaż dałaś Katherinie jego dziennik.
— Tak, ma go… — Kaszlnęła, łapiąc się za szyję. — Mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze?
— Czy znienawidziła Dantego? W końcu próbował ją zabić, czyż nie?
— Tak było, ale… — Przełknęła ślinę, biorąc głębszy oddech. — Nie nienawidzi go. Jeszcze nie. Wybacz, następnym razem postaram się bardziej. W końcu się nim zajmie, potrzebuję jedynie odrobiny czasu i…
— Wyruszam na łowy. Zachowuj się, pod moją nieobecność. I pamiętaj, że wszystko co robimy, służy jego chwale, a nie naszej. Gdyby nie on, już dawno byś nie żyła.
Wyszedł, trzaskając drzwiami i zostawiając Elenę we łzach, obolałą i przerażoną.

***

Zaczęła malować rzęsy czernidłem. Spojrzała na blat toaletki, przed którą siedziała, i chwyciła czerwoną szminkę.
— Głupio to wygląda, gdy tak wydymasz usta.
Widziała Eliasa w lustrze, więc nawet nie odwracała się w jego stronę. Skończyła malować usta.
— A ty mógłbyś pukać. Mimo wszystko, to moje mieszkanie, a nie twoje. — Upięła czarne włosy w kok, a z reszty włosów, których nie spięła, zaczęła pleść warkocz. — Przyniosłeś to?
— Tak. — Usiadł na jej łóżku i kopnął skórzaną torbę. Szelest metalu rozbrzmiał w pokoju, przez co przeszedł ją dreszcz. — Wszystko odzyskałem. Rewolucja dotarła już do okolic domu, który wynajmowała, ale tego nie znaleźli. I jak mam być szczery, to bardzo kurwa dobrze.
— A miała tam coś więcej niż nóż do masła? — Elena zaśmiała się i ubrała srebrne kolczyki z niebieskimi kamieniami.
— Dużo więcej. Jestem w stanie zrozumieć, że ona jest ci potrzebna, tak samo jak temu poparzonemu pojebowi, ale kim ona właściwie jest? Wiem tylko tyle, ile sam się dowiedziałem, a ty nic mi nie mówisz.
Spuściła wzrok i odetchnęła. Od początku chciała mu wszystko wyjawić, ale wiedziała, że nie zrozumie. Jak mógł? A gdyby odkrył prawdę o niej samej? Z resztą, to nie miało znaczenia. Gdy już wszystko pójdzie zgodnie z planem, to dzisiejsze wydarzenia staną się mglistymi wspomnieniami.
Wstała z krzesła i wygładziła spódnicę. Podobał jej się efekt, który osiągnęła dzięki szerokiej krynolinie. Wyglądała perfekcyjnie, i na tym postanowiła się skupić.
— Zawiąż mi gorset, proszę. — Podszedł do niej i chwycił za sznurowadła. — Tylko ciasno. — Jedno szarpnięcie dało jej pewność, że wiedział o co chodzi. — Wiesz, że cię kocham, prawda?
— Wiem. — Nie przerywał wiązania. — Ale chciałbym też wiedzieć, co tak naprawdę robisz. Nie mówisz mi wszystkiego, a w sumie to bardzo mało. Robię to tylko dla ciebie.
— Wiem o tym. Daj mi jeszcze trochę czasu, a wszystko stanie się jasne. Będziemy żyli w nowym świecie, razem, gdzie nasze życie będzie TYLKO nasze. Bez wyzysku i prześladowań. I bez tego cholernego Zakonu.
Skończył wiązać jej gorset i pocałował ją w szyję. Objął ją w talii, wdychając kwiatowy zapach jej perfum.
— Pięknie wyglądasz. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dzisiaj gładko.

***

Gdy Elias wyszedł, Elena zaczęła przygotowywać suknię oraz stosowną krynolinę. Musiała się postarać, aby wszystko do siebie pasowało. Ktoś taki jak Sebastian Finwick dostrzeże każde zagrożenie.
Usłyszała pukanie do drzwi. Przechodził ją dreszczyk emocji przy każdym jednym. Puk, puk, puk.
— Proszę! Nie jestem naga. — powiedziała zalotnie. Uśmiechnęła się i odwróciła w stronę otwierających się drzwi. — Och, to ty. — Udała zdziwienie, ciesząc się irytacją swojego gościa.
— Ja. A kogo się spodziewałaś? — rzuciła z przekąsem Katherina, zamykając drzwi. — Gwiazdy estrady?
— No to chyba czekałam akurat na ciebie. Ściągaj te nędzne łachy i załóż to. — Wskazała dłonią na łóżko, na którym leżała czarna suknia z białym tiulem na froncie spódnicy, krynolina płaska z przodu, ale wypukła z tyłu, i czarne trzewiki na grubym obcasie.
— Mam to zrobić ubrana w tę zbroję? Chyba żartujesz. — Zdjęła płaszcz i powiesiła go na wieszaku przy drzwiach. — Masz chociaż to, o co prosiłam? Szkoda byłoby to stracić. — Usiadła na zniszczonym fotelu przed drewnianą toaletką.
Elena z trudem podniosła skórzaną torbę, zostawioną tu wcześniej przez Eliasa. Zdziwiła się, gdy Katherina chwyciła torbę jak piórko. A ona co, podnosi ciężary? Cholera.
Otworzyła torbę i zaczęła przeglądać wszystko, co w niej było. Uśmiech zakwitł na jej twarzy, gdy to robiła.
— Chyba już wystarczy tego oglądania. Przebierz się i ruszamy, nie ma czasu do stracenia.

***

— Teatr? — Katherina spoglądała na ceglany budynek bez przekonania.
Budynek był oświetlony milionami małych lampek, które odbijały się w jej oczach. Kwiaty w donicach kwitły, zachwycając czystą bielą i ponętnym fioletem. Do wejścia prowadziły schody, pokryte krwistoczerwonym dywanem, na którym stały dziesiątki elegancko ubranych ludzi w karnawałowych maskach. Nad ich głowami górował ogromny, lśniący napis ,,Straleud Paralq” — ta nazwa symbolizowała najznamienitszy teatr na świecie, który często wystawiał też burleskę, a gdy ktoś proponował wystarczającą ilość pieniędzy, to całość należała do niego na jedną noc.
— Owszem — odpowiedziała spokojnie Elena. — Będziesz musiała wtopić się w tłum. Podejść go. Może przyda ci się coś, czego się o nim dowiedziałam. — Sięgnęła za gorset, wyjmując spod niego pomiętą kartkę. Krzywa mina Katheriny wyrażała więcej, niż tysiąc słów. — No co? Tam jest najbezpieczniej. — Odchrząknęła i rozwinęła kartkę. — No więc tak… Sebastian Finwick. Wysoki, postawny, jasne włosi i blada cera. Jak dla mnie to typowy kark. Będzie dziś nosił maskę pawia, też mi zaskoczenie. — Zaśmiała się, a kartka spłonęła w jej dłoni. Widziała niechęć Katheriny w jej postawie i minie, ale w jakiś dziwny sposób sprawiało jej to przyjemność. — Spróbujesz zgadnąć jak go znalazłam? Nie? Szkoda, bo byłam straaasznie ciekawa. Widzisz, skarbie, był na tym samym przyjęciu co ty, jakiś tydzień temu. Tylko jeden poziom niżej. Ponoć nie tylko widział prawdziwe akcje twoich ziomków, ale też sporą część wybił sam. — Uśmiechnęła się szeroko, obnażając białe zęby. — Być może z tą wiedzą wszystko pójdzie ci nieco łatwiej, kochana.
— Kpisz, czy o drogę kurwa pytasz? Doskonale wiesz, że nie chcę tego robić. — Katherina dyskretnie rozejrzała się na boki. — Gdyby nie informacje, które masz o moim bracie, to wyrwałabym ci serce pod katedrą i kazała patrzeć, jak je miażdżę — wysyczała przez zęby.
Elena roześmiała się, zadowolona z efektu, który osiągnęła.
— Jakże mi przykro, że to nie jedyny hak, które na ciebie mam. Cóż, pora na mnie. Wiesz, ktoś na mnie czeka w środku. — Przeszukała małą torebkę, którą miała ze sobą, i wyjęła z niej czarną maskę z piórami, zasłaniającą tylko oczy. — Chyba zapomniałam ci o czymś powiedzieć. Też musisz mieć maskę, bo inaczej cię nie wpuszczą. Ups, mój błąd. — Uśmiechnęła się wydymając usta. — Z chęcią popatrzę, jak ją zdobywasz, złotko.
Złapała Katherinę za głowę obiema dłońmi i pocałowała ją. Przeszła palcami przez jej rozpuszczone włosy, aż dotarła do skóry. Ciepło promieniowało z jej dotyku, docierając do najskrytszych myśli panny Sorgman. Puściła ją dopiero wtedy, gdy osiągnęła swój cel.
— Co do cholery?! — Katherina odsunęła się, wycierając usta dłonią. — Co to miało być?
— Więź. Spokojnie, na krótko. — Ubrała swoją maskę. — Po wyrazie twojej twarzy widzę, że chyba nie nadążasz. Masz godzinę na wykonanie tego zadania, bo tyle będę widziała to, co ty, tak samo jak i czuła to, co ty. Jeśli do tego czasu się z tym nie uporasz, to odpowiednia osoba dowie się o tobie wszystkiego. Poczynając od tego, co zrobiłaś po utracie brata, a kończąc na dzisiejszym występku. No, to tyle. — Uśmiechnęła się szeroko, z wyższością. — Lepiej pośpiesz się z tą maską, bo godzinę liczę od teraz. Tik-tak.
Odwróciła się i odeszła, zostawiając Katherinę samą.

***

 Katherina podeszła do wejścia, zachowując odpowiedni dystans. Zauważyła zamieszanie wśród gości, więc postanowiła podsłuchać ich rozmowę.
— Nie możecie nas po prostu wpuścić? Jedna osoba chyba nie może nam zrujnować wieczoru? — powiedział jeden z mężczyzn, patrząc na odźwiernego.
— Proszę wybaczyć, ale zarządzenie pana Finwicka było jasne. Mogę otworzyć drzwi dopiero wtedy, gdy będą państwo w komplecie. — Chłopak wydawał się zdenerwowany, gdy o tym mówił, ale Katheriny to nie dziwiło. Nerwowo poprawił czerwoną marynarkę.
— Pierdolenie! — rzucił ktoś z tłumu.
Jedna osoba. Musi być gdzieś w pobliżu, bo już po czasie.
Rozejrzała się dokładnie, szukając swojej przepustki. Kątem oka zauważyła, jak ktoś znika za rogiem jednego z budynków, więc postanowiła to sprawdzić. A nóż będzie miała szczęście.
Ucieszyła się widząc kobietę, która stała do niej tyłem i paliła papierosa. Przejechała wzrokiem po otoczeniu i dostrzegła to, czego najbardziej potrzebowała — ledwo trzymający się kawałek cienkiej, metalowej rurki. Bez dłuższego rozwodu nad całą sprawą, po prostu oderwała go od reszty. Kobieta nagle odwróciła się, wyrzucając z siebie machinalnie ,,kto tam?’’, ale Katherina nie zwlekała. Uderzyła ją w głowę szybko i mocno, pozbawiając przytomności, ale uważając na maskę. Biedaczka padła jak śnięta ryba.
Katherina kucnęła przy niej i zdjęła jej czarną, kocią maskę. Miała nawet małe uszy, ale nie zasłaniała ust, a jedynie kawałek nosa. Dla pewności sprawdziła tętno kobiety.
— Wybacz, ale akurat dzisiaj przyda mi się to bardziej niż tobie.

***

Była w środku już dobre dwadzieścia minut, co coraz bardziej ją denerwowało. Widziała Finwicka już dłuższą chwilę, ale nie miała okazji się do niego zbliżyć. Poziom jej irytacji rósł z każdą sekundą, tak samo jak strachu. Im dłużej siedziała przy barze, tym bardziej drżały jej ręce, podobnie jak nogi.
Teatr wydawał się ciemny i surowy, wręcz klaustrofobiczny, nawet mimo imponujących czterech pięter z lożami i balkonami. Na każdym z nich znajdował się chociaż jeden bar, aby obsłużyć masę ludzi, która zazwyczaj tu przebywała. Dziś było ich jeszcze więcej. Nad sceną rozciągał się transparent z ogromnym napisem ,,wszystkiego najlepszego’’, a pod nim wiło się stado skąpo ubranych tancerek o egzotycznym wyglądzie. Ściany prawdopodobnie nigdy nie były malowane, więc po tylu latach czerwona cegła stała się wręcz legendarna, tak samo jak ozdabiające ją plakaty wystawianych tu przedstawień. Jedynym elementem, który jakoś ożywiał całość, były żywe rośliny,  bo czerwone dywany i zasłony pochłaniały niemal całe światło.
Czas na podziwianie będziesz miała później, kotku. Lepiej zacznij działać, w końcu znasz konsekwencje.
— A więc to jest ta twoja więź? — szepnęła, trzymając szklankę z alkoholem przy ustach. — Niezły bajer, ale z łaski swojej się odpierdol, bo wiem co robię. — Wypiła wszystko do dna i odstawiła szklankę.
Skoro to sprawi, że wykonasz zadanie, to proszę cię bardzo.

(Od autorki: zarzucam linkiem i proszę o odtworzenie ;) Jeśli to nie problem to chciałabym, abyście czytały/li i słuchały/li tej cudownej piosenki w trakcie :D KLIK!)


Odwróciła się i zaczęła iść w stronę tańczących ludzi przed sceną. Spojrzała w dół, gdy poczuła czyjąś dłoń na swojej. Westchnęła ciężko, widząc tam małego chłopca, którego sylwetka przypominała cień. Jego skóra była bardziej czarna niż węgiel, tak samo jak ubranie, którego prawie nie było widać. Na jego głowie widniały dwa długie, łukowate rogi pokryte symbolami, które znała aż za dobrze. Puste, białe oczy, którymi jej się przyglądał, przyprawiały ją o dreszcze.
Wyświadczasz wszystkim przysługę. On tylko marnuje przestrzeń na tej ziemi.
Głosy wydobywały się z jego ust, ale nie należały do kogoś tak młodego. Gruby męski i drugi, bardzo kobiecy. Nachodziły na siebie.
Idąc w stronę Finwicka spojrzała w prawo. W lustrach nie było jej odbicia. To był on, a jego wzrok niemal ją ranił. Słyszała jego głos, ale się nie zatrzymywała.
Nie rób tego. Nie rób.
Broda jej zadrżała, ale nie było już odwrotu, a chłopiec nadal się jej trzymał. Był przy niej, zapewniając zarówno pocieszenie, jak i przygnębienie. Ruszyła przed siebie pewniej, wkraczając w tańczący tłum. Jakiś mężczyzna bezprecedensowo porwał ją do tańca, na co przystała, choć nie słuchała ani jednego jego słowa. Zauważyła, że ludzie co chwilę zamieniają się ze sobą, co wydało jej się nieco chaotyczne, choć z jakiegoś powodu naprawdę ciekawe.
Pozwalała prowadzić się różnym partnerom, co zaczęło jej się podobać. Zdążyła się nawet zatracić w tej chwili, ale przyjemność została jej brutalnie odebrana, gdy twarz pana Finwicka znalazła się naprzeciw niej.
— Obserwuję cię już dłuższą chwilę. Co taka piękna kobieta, jak ty, robi tu sama?
Przerażał ją. Był ogromny i umięśniony, wręcz żylasty. Jego niebieskie oczy były zimne jak lód, a dłonie dwa razy większe niż jej. Trzymał ją mocno i pewnie, jakby pochwycił zdobycz.
Na jego ramionach siedział chłopiec i śmiał się. Wyraz jego twarzy był obrzydliwy.
To była jej szansa, i nie mogła jej zmarnować. Sięgnęła pod spódnicę przez ukryte rozcięcie i rzuciła małą, metalową kulę na podłogę, a ta wybuchła, skutecznie zadymiając całe pomieszczenie. Finwick zaczął kaszleć, dzięki czemu udało jej się wyswobodzić. Słyszała krzyki ludzi i ich szybkie kroki. Ktoś darł się na cały teatr, że to pożar.
Na prawej nodze miała opaskę, do której przymocowała nie tylko bombę dymną, ale też sztylet, który właśnie wyjęła. Zauważyła, że na podłodze leży czyjaś porzucona laska. Po chwyceniu okazała się metalowa, co dawało większe szanse powodzenia. Odwróciła ją w powietrzu, łapiąc za jej koniec. Rączką uderzyła Finwicka w skroń. Krzyknął i zaklął paskudnie, upadając na jedno kolano.
Katherina oddychała ciężko, a dłoń, w której dzierżyła sztylet, drżała niemiłosiernie.
Zrób to! No dalej!
Nie! Nie musisz! Nic nie jest tego warte!
Chłopiec stał obok Finwicka z wściekłą miną. Zaciskał swoje małe dłonie w piąstki.
— Wybacz mi, ale nie mam wyjścia. Przepraszam…
Postanowiła zrobić to szybko i bezboleśnie, dlatego wyrzuciła nóż i zaszła mężczyznę od tyłu. Złapała go za brodę lewą ręką, a prawą za głowę. Po twarzy ściekły jej długo wstrzymywane łzy.
— Co do cholery?! Co ty robisz?!
Chciał ją złapać, ale nie zdążył. Dźwięk łamanych kości rozbrzmiał w jej głowie, a zaraz za nim śmiech dziecka. Chłopiec znów złapał ją za dłoń. Był zimny jak lód.
Dym już prawie zniknął. Spojrzała w jedno z luster. Znów nie widziała tam siebie, ale też nie jego. Widziała TO, ogromne i przerażające. Bestia. Stała w oddali, śmiejąc się, a jej biała paszcza wydawała się bezkresną otchłanią. Nagle monstrum spojrzało prosto w jej oczy, a znaki na jej rogach zaczęły nieśmiało świecić. To ryknęło, tak głośno, że aż z uszu Katheriny zaczęła lecieć krew, a lustro pękło. Czuła ból, ale musiała się ulotnić. Nie miała czasu na rozczulanie się nad sobą.

***

Dyszał, choć nie wiedział dlaczego. Słyszał muzykę, do której chętnie poprosiłby Katherinę do tańca, ale nie wiedział skąd ona dobiega. Wszystko wydawało się być za mgłą.
Usłyszał śmiech dziecka, i wtedy ją dostrzegł. To na pewno była kobieta, ale nie rozpoznawał twarzy. Czuł strach, smutek, nostalgię i żal. Żal do samego siebie. Ale to nie były jego uczucia, tylko kogoś innego.
Wyświadczysz wszystkim przysługę…
Słyszał je. Te głosy prześladowały go w snach, a teraz słyszał je ponownie, choć nie były skierowane do niego.
Nie wiedział, co to wszystko znaczy, ale czuł ogromny opór. Wiedział tylko tyle, że to coś złego, co może zmienić człowieka na zawsze.
— Nie rób tego! Nie rób! To cię zmieni! Proszę! Chcę ci pomóc!
Odniósł wrażenie, że ta osoba nie słyszała większości tego, co powiedział. Chciał jej pomóc, naprawdę chciał, chciał też ją powstrzymać, ale nie potrafił.
Stracił poczucie czasu, gdy zniknęła mu z oczu. Wszystko było szare i zniekształcone. I nagle to usłyszał, a dreszcz niemal go sparaliżował.
Wybacz mi, ale nie mam wyjścia. Przepraszam…
Miał wrażenie, że te słowa docierają do niego z oddali. Czy nie zostały jeszcze wypowiedziane? To musiało oznaczać, że mógł coś jeszcze zrobić. Miał szansę powstrzymać to szaleństwo.
— Nie! Nie musisz! Nic nie jest tego warte! Stracisz siebie, błagam cię! Chcę pomóc, naprawdę! Usłysz mnie, do kurwy nędzy! No dalej!!
Ale nie słyszała. Cierpiała, a on nie mógł nic zrobić. Nie widziała innego wyjścia. Dlaczego nie miał na to żadnego wpływu? Dlaczego nie dostrzegał żadnych szczegółów?
Usłyszał ciche mruczenie. A może warczenie? Nie był pewien, ale bał się. Odwrócił się powoli i dostrzegł TO. Ogromna, czarna masa, z białymi oczami i paszczą. Świecące symbole na rogach tego czegoś też były białe.
Myślisz, że mi przeszkodzisz? Co TY możesz wiedzieć, ty żałosny człowieku? Jak masz zamiar mnie powstrzymać? Jesteś pluskwą pod moimi stopami, a ja… JESTEM BOGIEM!
Męskie i żeńskie głosy przenikały się, ale dochodziły z jednego źródła. Od tego.
Bestia rzuciła się w jego stronę, przeraźliwie rycząc. Nie było tu żadnych kryjówek, więc odruchowo zakrył się rękami.

***

Obudził się nagle, jakby ktoś go spoliczkował. Cała koszulka — tak samo jak spodnie — była mokra od potu.
— O mój Boże, co to było…? — Spojrzał na siebie i nie miał pojęcia, co za popieprzony sen właśnie miał. Nadal czuł mieszankę strachu ze smutkiem, ale nic nie mógł na to poradzić.
Wstał z łóżka i podszedł do okna, które od razu otworzył. Świeże powietrze wydało mu się odświeżające, ale już po chwili wiedział, że coś jest nie tak. Doskonale widział stąd teatr Straleud Paralq, oraz ludzi, którzy wybiegali z niego chaotycznie. Jedni wsiadali do nowinek technologicznych, którymi były automobile, a inni do dorożek. Panował zamęt, wszyscy krzyczeli, a z budynku wydobywał się dym. Vincent usłyszał coś w oddali, więc skierował wzrok w górę. Do budynku zmierzał wojskowy sterowiec, aby opanować sytuację.
Już wiedział, co się stało. To był zamach — jeśli nie na państwo, to na czyjeś życie.

~~~*~~~

Ooooogłooooszeenia parafiaaaalneeee!

Rozdział rozdziałem, ale poszukuję lewego błotnika do Astry H, 2006 rocznik, kod lakieru z20r/z2hu :D Tak do stówki, no maksymalnie 150 za jeden, bo jestem biedna. Ktoś coś? :D W sumie jakby była tanio tylna klapa to też nie pogardzę, bo moja zaczęła trochę rdzewieć :P
Dobra, a teraz przechodząc do typowej po-rozdziałowej wypowiedzi…
Nessa, czytam Blank Dream. Skomentuję pod koniec, tzn. jak już przeczytam wszystko, co opublikowałaś. Wiem, że jak na czytanie czegoś od 21 maja to mam żółwie tempo, ale z czasem bywa u mnie słabo. Ostatnio mam wolną chwilę tylko wieczorami, i to maksymalnie godzinkę lub dwie. To frustrujące, bo chcę przeczytać ;__;
AK-47, jeśli jeszcze tu kiedyś wpadniesz to niestety, ale mam złe wieści. Twoje opowiadanie po prostu mnie nie wciągnęło, a wiesz, że nie wyznaję zasady ,,czytanie za czytanie’’. Jeśli ta opinia zniechęci cię do czytania moich wypocin to zrozumiem i nikogo nie będę zmuszać.
A co mogę powiedzieć o tym, co znajduję się powyżej? Uważam, że mam za dużo dialogów :P Ale gdy piszę, to wyobrażam sobie swoich bohaterów, którzy dużo gadają. A z ich paplaniny jednak wychodzi więcej informacji, niż tylko ,,Dzień dobry, to do widzenia’’. NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ ;) Mam nadzieję, że mimo tego małego defektu jakość trzyma poziom. Osobiście jestem zadowolona z tego rozdziału, i mam szczerą nadzieję, że i wam się spodoba!
Nie przywiązywałam zbyt dużej uwagi do poprawek. Napisałam, zapisałam, po czym wstawiłam, więc przepraszam za ewentualny bałagan.
Pozdrawiam,

Nieznajoma. 

4 komentarze:

  1. Hej :D
    Miałam skomentować już wczoraj, ale nie wyszło. Dzisiaj wszystko nadrabiam i może lepiej, bo przynajmniej napiszę coś sensownego, mam nadzieję ^^
    Może na początek przypomnę, że z „Blank Dream” nie masz co się śpieszyć. Byle były chęci i przyjemność, zwłaszcza że ja do niczego nie zmuszam. Jeśli nie przypadnie do gustu, to też pretensji mieć nie będę, chociaż naturalnie jestem dobrej myśli ;)
    Rozdział… Tak pełen akcji *o* Pisałam Ci już prywatnie, że bardzo mi się podobał, więc powtarzam: jest cudnie. Dobrze podejrzewałam, że zobaczymy perspektywę Eleny, chociaż nie spodziewałam się takie towarzystwa o.O Robi się coraz ciekawiej, to pewnie. I chyba jest mi jej szkoda po tym, jak została potraktowana, ale z drugiej strony… Jest przebiegła, więc może sobie zasłużyła. No i jest raczej CZYMŚ niż człowiekiem, co sugerowałby moment, w którym nasz antagonista z prologu ujawnia jej prawdziwą naturę, cokolwiek to znaczy. Współpracują, a z tego, co zrozumiałam, mord Marion był rodzajem ofiary, tak? Karmią bestię? W końcu pojawia się wszędzie, gdzie dzieje się coś złego. Wychodzi na to, że inni to po prostu marionetki…
    Tak jak Katherina. Elena ładnie ją zmanipulowała, nakłaniając do morderstwa. Podobał mi się i opis przyjęcia, i przeżyć bohaterki, która wyraźnie nie chciała zabijać. Wyszło bardzo dynamicznie i dobrze, bo tam aż się o to prosiło. Jeszcze to dziecko z chóralnym głosem… Niemalże słyszałam w głowie efekt, który miałaś na myśli. Proste, ale jakie efektowne ;> Widać, że dziewczyna zrobiła to, czego od początku oczekiwano – i że to może mieć opłakane skutki, a przynajmniej takie myśli nasunęły mi się przy perspektywie Vincenta, który czuje, że powinien ją powstrzymać. Ten jego sen… Więź z Katheriną zadziwia, nie ma co. I wciąż nie rozumiem skąd się bierze, ale prędzej czy później na pewno wszystko się wyjaśni. Tak jak i to, kim ona jest i jaki to ma związek z bestią – bo w końcu ta pojawia się po raz kolejny. Demon? Na pewno zło, ale na tę chwilę wciąż trudno powiedzieć coś więcej.
    Dałaś nam trochę informacji – wskazówek co do tego, komu pomaga Elena i że Katherina ma swoje tajemnice – ale to wciąż niczego nie wyjaśnia. I dobrze, bo klimat się utrzymuje, a tempo akcji jest dla mnie idealne ;> Pomysł z więzią, którą wytworzyła Elena, również wypadł ciekawie. Całość na plus, a ja powtórzę raz jeszcze, że rozdział bardzo mi się podobał ^^
    Czekam na więcej. Weny, bo zawsze się przyda!

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to z Astrą to było na serio, bez jaj :D Tak tylko mówię ;)
      Elena ma swoją brudną tajemnicę, która ostatecznie wyjdzie na jaw, ale kiedy...? Ja wiem, ale nie powiem :D
      Ech, Marion. Sama ją w sumie lubię, gdy o niej myślę, ale czy warto powiedzieć o niej coś więcej? Dość poważnie to rozważam, a konkretnie to jedną scenę z jej udziałem, ale nie mam pewności, czy to przejdzie.
      Wiem, że to już piąty rozdział, a ta specyficzna więź Katheriny z Vincentem nadal jest tajemnicza, ale to jeszcze nie czas na wyjaśnienia. Mam pewien chytry plan, który będzie jak łyżka w zupie. Najpierw zamiesza, a jak wszystko się połączy, to będzie smaczne ;) Oby, bo moim zdaniem wznoszę się na mistrzowski poziom z tymi intrygami :D Z resztą, jak mogę tak nie myśleć, skoro dwa lata temu wstawiłam 3 rozdziały, usunęłam bo dostałam hejty, wstawiłam nowy prolog i odpłynęłam siną w dal :P Oczywiście wszystko ,,jak na mnie akurat'' ;)
      Bardzo miło czytać, że rozdział się podobał :D Jakby mnie było, to naprawdę motywujące. Można wmawiać ludziom, że ,,piszę dla siebie, pfff, opinie się nie liczą'', ale jednak. Ciężko mi stwierdzić, czy wstawiając piąty rozdział bez żadnych czytelników, nadal bym publikowała. Owszem, piszę dla siebie, a jak publikuję, to nie tylko dla siebie. No, ale schodzę na inny temat, a chodziło mi tylko o to, że Twoja opinia i radość z czytania to dla mnie więcej, niż tylko kilka zdań :)
      Pozdrawiam,
      Nieznajoma.

      Usuń
  2. Chciałam i mam ^^ Koleś w bieli okrutny typ, służący komuś, chyba ważnemu. I jak dobrze zrozumiałam, to obaliła się właśnie moja teoria, że jest bratem Kat. No ale cóż... gdybać sobie zawsze mogę. :D Wiedźma Elena z jelenim rogiem... O_o Jestem zachwycona! :D
    Katherina skręciła kolesiowi kark... Silna babka. To mnie tylko upewnia, że nie jest zwykłą kobietą. I dlaczego Kat miała zabić akurat jego? Bo był członkiem Zakonu? A może TO wybrało właśnie tego człowieka? A ten głos i odbicie w lustrze, to był Vincent? Tylko czy oni po prostu mieli jakąś specyficzną wieź, czy to dlatego, że Elena pocałowała najpierw Vincenta, a później Kathrinę? Chociaż to chyba nie ma sensu. Więź z Kat miała trwać godzinę, a spotkanie Eleny i Vincenta było pewnie dużo wcześniej.
    Rozdział jak najbardziej na plus! A i nie, nie masz za dużo dialogów. Raz jest ich więcej, kolejny raz mniej. Czyta się dobrze, więc nie ma co się przejmować. ;)
    Doczytałam jak widzę do końca opublikowanych rozdziałów i teraz będę na bieżąco! Yeah! Brawo ja. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Brawo TY ^^ Cieszę się niezmiernie, bo to oznacza, że jesteś w miarę zadowolona z mojego opowiadania, a to mi schlebia <3 - niezmiernie :D
    Powiem to szczerze i otwarcie. Brak mi pewności siebie, z powodu powrotu z Anglii. Wiem, że mój język i styl jest ubogi, ale nadal mam szczerą nadzieję, że piszę poprawnie i zrozumiale. Miałam taką, a nie inną pracę, przez co musiałam nauczyć się pisać i myśleć w innym języku, który był znacznie prostszy, niż polski. Nie da się ukryć, że język polski jest skomplikowany.
    Twoje teorie są fascynujące, a czytanie ich - jeszcze bardziej :D
    Mam nadzieję na więcej takich smaczków, bo to ciekawi mnie bardziej niż samo pisanie :>

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny, więc nawet jeśli nie chcesz publikować swojej opinii, po prostu daj mi znać, że jesteś :)